Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Bay Bridge

3 posters

Go down

Bay Bridge Empty Bay Bridge

Pisanie by Lucyfer. Pon Paź 29, 2012 7:45 pm

Jeden z kilku mostów wiszących w San Francisco. Ten lepiej oświetlony i przyćmiony blaskiem Golden Gate...
Lucyfer.
Lucyfer.

Liczba postów : 57
Join date : 23/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Lucyfer. Pon Paź 29, 2012 7:47 pm

Lucyfer stał na moście i patrzył na zachodzące nad San Francisco słońce, oświetlające jego oczy na czerwono. Strasznie to było romantyczne i - z tym światłem na źrenicach - pełne dramatyzmu. Jakby cała natura zmówiła się, żeby zastosować imperatyw narracyjny specjalnie dla upadłego anioła. Ale Lucyferowi się to podobało. Lubił zachody słońca. I wschody. I gwiazdy. Był w końcu Niosącym Światło, prawda? Gwiazdy wszelkiego rodzaju były mu szczególnie bliskie.
Usłyszał za sobą trzepot skrzydeł.
- Witaj, Castielu. - powiedział, nie patrząc na brata, póki ostatnie promienie słońca nie znikły za horyzontem. - Przepiękny widok, nieprawdaż?
Wreszcie jednak odwrócił się, z rękami założonymi za plecy i popatrzył na Castiela.
- Lubię zachody. Można powiedzieć, że mogą przypominać mi mój upadek z nieba, ale... Tak naprawdę mogą też symbolizować zmierzch aktualnego porządku, prawda?
Mówił spokojnym, łagodnym głosem, a po jego twarzy błąkał się dobrotliwy uśmiech. Można było niemal uwierzyć, że Lucyfer wcale nie jest zły, że to taki anioł stróż z bajek na dobranoc, wciskanych dzieciom, żeby im się lepiej żyło i żeby nie bały się ciemności.
Ciemności, która teraz należała do niego właśnie, od kiedy wmówiono mu, że jest ucieleśnieniem zła i niegodziwości.
Lucyfer.
Lucyfer.

Liczba postów : 57
Join date : 23/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by † Castiel † Pon Paź 29, 2012 10:31 pm

Z cichym łopotem skrzydeł Castiel wylądował... i rozejrzał się skonsternowany. To nie było miejsce do którego zmierzał. Znajdował się na jakimś moście, jeszcze wiele setek kilometrów od planowanego celu podróży. Jednak jakaś siła ściągnęła go w dół i zmusiła do lądowania, gdy przemieszczał się nad tym konkretnym rejonem Stanów Zjednoczonych. Rozglądając się, dostrzegł stojącą nieopodal postać - mężczyznę, obróconego do niego tyłem. Nie musiał jednak widzieć jego twarzy, by natychmiast wiedzieć, z kim ma do czynienia. Łaska Castiela niemalże zadrżała, wyczuwając obecność archanioła i jego potęgę.
-Lucyferze. - odpowiedział na przywitanie starszego anioła. Jednocześnie sięgnął ku swoim skrzydłom by odkryć, że przynajmniej na razie, moc diabła blokowała mu możliwość lotu. Przełknął nerwowo ślinę. Nie wiedział zupełnie, czego się spodziewać. Lucyfer mógł strącić go w locie, spopielić jednym skinieniem palca, w każdej chwili zakończyć żywot Castiela. Czy ostatecznie? Cas szczerze wątpił, by Bóg miał zamiar wskrzeszać go więcej niż raz. Dlatego nie zamierzał zmarnować danej mu szansy, dając się ponownie unicestwić. Nie wiedział tylko jeszcze jakim cudem umknie żywy Zbuntowanemu Aniołowi.(sorrka, musiałam xDD)
Zapytany, spojrzał na zachodzące słońce, zastanawiając się, czy będzie to ostatni widok w jego życiu. Niewątpliwie był piękny. Nie zmieniało to jednak faktu, że Castiel odczuwał raczej zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa swego naczynia, niż zachwyt. Spokojny głos i dobrotliwy uśmiech Lucyfera... sprawiały, że Cas był tylko jeszcze bardziej spięty. Powrócił spojrzeniem do archanioła, kiwając głową, na potwierdzenie jego słów, co do widoku. Nie odezwał się jednak, zarówno z szacunku jak i, co tu dużo mówić, lęku.
† Castiel †
† Castiel †

Liczba postów : 81
Join date : 21/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Lucyfer. Wto Paź 30, 2012 12:24 am

A więc Castiel się go bał. Lucyfer zobaczył to w jego oczach. I wyczuł, choćby po tym, że młodszy anioł się praktycznie nie odzywał.
To dobrze. Powinno się czuć do niego szacunek. I respekt. Podobało mu się to. Dobrze, że Castiel nie zgrywał bohatera, mógłby przypadkiem wyprowadzić Lucyfera z równowagi. A szkoda by było, zwłaszcza, że ten anioł mógł się okazać przydatny. W końcu - był blisko związany z Winchesterami. Mógł pomóc.
Przeszedł się powoli kilka kroków, wciąż patrząc Castielowi w oczy. Dobrotliwy uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Wreszcie archanioł zatrzymał się kilka kroków przed Castielem - w bezpiecznej odległości, gdyby temu przyszło nagle na myśl, że jednak mógłby zostać bohaterem i chcieć użyć tego swojego mieczyka. Przy takim dystansie archanioł zdążyłby już zareagować i obronić się, gdyby Castiel okazał się głupim bohaterem, chcącym zginąć w walce.
Stał pod światło, tak, że młodszy zapewne nie mógł go widzieć wyraźnie. Lucyfer był od niego wyższy. Na tle czerwonego nieba i z równie czerwonym blaskiem na twarzy, mógł się wydawać jeszcze bardziej demoniczny, niż normalnie w tym naczyniu.
- Coś małomówny jesteś, drogi bracie. - powiedział. - To nieco utrudni nam rozmowę. Zmuś się więc, proszę, do tak niewielkiego wysiłku, jak odpowiadanie na to, co mówię, dobrze?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i stanął obok Castiela, odsłaniając mu widok i jednocześnie pozwalając, by ten widział jego samego wyraźniej, już nie jako czarną plamę.
- Czy nadal uważasz, że źle zrobiłem wtedy, kiedy powiedziałem Ojcu, że nie powinniśmy kłaniać się ludziom? - zapytał po chwili, patrząc znów na zachód. Podziwiał zmieniające się w każdej minucie światło. - Nadal uważasz, że powinienem się podporządkować i pozwolić, żeby Ojciec był hipokrytą i twierdził, że dał ludziom wolną wolę, jednocześnie nie pozwalając im zyskiwać wiedzy i nie pozwalając z tej "wolnej woli" korzystać, stawiając nakazy i zakazy?
Znów spojrzał na Castiela.
- Naprawdę sądzisz, że powinniśmy się pokłonić tym istotom i uznać ich wyższość nad nami? My?
Lucyfer.
Lucyfer.

Liczba postów : 57
Join date : 23/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by † Castiel † Wto Paź 30, 2012 9:27 pm

Castiel zacisnął zęby. Poczucie humoru Lucyfera bynajmniej go nie bawiło. Co innego, gdyby mogli rozmawiać jak równy z równym. Wtedy kto wie, może i ten udawany spokój oraz obłudna przyjacielskość wzbudziłyby w Castielu wesołość. Jednak nie tym razem. Nie kiedy archanioł mógł w każdej chwili zmieść go z powierzchni ziemi, nie kiedy Dean był najprawdopodobniej w niebezpieczeństwie, a Cas nie potrafił go odnaleźć. Obok lęku obudziło się w nim rozdrażnienie. Nie miał teraz czasu by droczyć się z Lucyferem i grać w jego gierki. Daleko mu jednak było do samobójcy, więc przemógł ochotę wydania z siebie zniecierpliwionego westchnienia.
Spojrzał archaniołowi w oczy, wytrzymując siłę tego spojrzenia. Ważył w umyśle swoje słowa, zastanawiając się jak je dobrać. Musiał uważać i to bardzo. Najmniejszy błąd i zostanie z niego tylko kupka popiołu, która na pewno w niczym się już Deanowi nie przyda. Z drugiej strony... czy to przypadkiem nie byłoby łatwiejszym rozwiązaniem? Prostszym, niż jednoczesna walka zarówno z siłami nieba i piekła? Dobrowolne wpychanie się między młot a kowadło było idiotycznym posunięciem i Castiel dobrze o tym wiedział. Dlaczego więc robił to tak uparcie?
-Ojciec wskrzesił mnie z jakiegoś powodu Lucyferze. - powiedział w końcu, opuszczając z szacunkiem wzrok. -Nie wiem z jakiego. Wiem jednak, że zrobił to, mimo iż nie wysłuchałem rozkazów moich przełożonych. - dodał, nieświadomie odtwarzając w umyśle tamte wydarzenia. Ostateczną decyzję o pomocy Deanowi, śmieszną próbę powstrzymania archanioła... Wolał nie mówić nic więcej. Jego słowa były ostrożne, zachowawcze. Obawiał się otwarcie sprzeciwić Lucyferowi - to by go prawdopodobnie zabiło. Jednak w żadnym wypadku nie zamierzał też zgodzić się z Upadłym. Skrzydła Castiela drgnęły, a pióra na ich końcach zatrzęsły się nerwowo, zdradzając niepokój i stres anioła.
† Castiel †
† Castiel †

Liczba postów : 81
Join date : 21/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Lucyfer. Wto Paź 30, 2012 10:03 pm

Lucyfer cmoknął ze zniecierpliwieniem i potrząsnął głową, wywracając dodatkowo oczami.
- Tak, mnie też z jakiegoś powodu nie zabił. - powiedział, wkładając ręce do kieszeni. - A wiesz, z jakiego? Bo tak naprawdę chce, żeby istniało jakieś zło.
Zamilkł na chwilę, wpatrując się nieruchomo w fioletowe już niebo. Patrzył na pierwsze gwiazdy, które się na nim pojawiały. Może to zabrzmieć dziwnie, ale coś go ścisnęło w piersi, kiedy pomyślał, że przecież kiedyś był jedną z nich.
- Po prostu potrzebował jakiegoś przeciwnika. Jakiejś przeciwwagi. - powiedział, wciąż nie odrywając wzroku od gwiazd. - I jakiegoś kozła ofiarnego. Podobnie było z Judaszem. Obaj, i Ojciec, i Jezus, chcieli zwyczajnie mieć kogoś, z kim mogliby walczyć, żeby pokazać wszystkim dookoła, jacy to oni są wspaniali. Obu nam wmówiono, że jesteśmy źli. Oby nas zmuszono, żebyśmy się przeciwstawili i zdradzili. Tylko ja nie jestem tak słaby, jak Judasz.
Znów odwrócił się do Castiela.
- Pomyśl, bracie. Skoro wszystko to stworzył Bóg, nas również, to czy stworzyłby mnie takiego, jakim jestem, gdyby nie chciał mieć we mnie przeciwnika? Od samego początku?
Naprawdę domagał się szczerej odpowiedzi. I chciał, żeby Castiel to dokładnie przemyślał. Skoro - jak twierdził - miał wolą wolę i umiał myśleć samodzielnie, to niech się teraz nad tym zastanowi. I nie, w tym momencie to nie były takie sobie sztuczki ze strony Lucyfera. On naprawdę mówił teraz to, co myślał i czuł.
- Myślę, że ciebie też wskrzesił dlatego, że nie usłuchałeś przełożonych. - powiedział po dłuższej chwili. - Dlatego, nie pomimo to.
Lucyfer.
Lucyfer.

Liczba postów : 57
Join date : 23/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by † Castiel † Wto Paź 30, 2012 10:35 pm

Castiel umilkł ponownie. Słuchał słów Lucyfera bardzo uważnie. Nie chciał przeoczyć żadnego, najdrobniejszego choćby szczegółu, który mógłby pomóc mu ujść z życiem z tej sytuacji. Jednak zasłuchując się tak w poglądy brata, nie mógł powstrzymać ich przed wsiąkaniem w jego umysł. By znaleźć w nich jakąś drogę ucieczki, musiał je wpierw rozważyć. A to już było swego rodzaju zwycięstwo Diabła. Bowiem przez chwilę Castiel poczuł jak przenikliwe zimno ściska mu wnętrzności, sięgając niemalże samej Łaski, gdy wydało mu się, że może, tylko może, Lucyfer... ma rację? W jakimś stopniu? Nieszczęścia, cierpienia, śmierć, zło... Im dłużej przebywał na ziemi i spoglądał na nie, przynajmniej w jakimś stopniu, z punktu widzenia Sama i Deana, tym bardziej tracił swoją wiarę w Boski plan. Nie rozumiał po co są na tym świecie, po co Ojciec je stworzył. Jak każdy anioł musiał tylko wierzyć, że On miał rację. A jednak wątpliwości zapuszczały korzenie coraz głębiej w jego duszy...
Podniósł spojrzenie głęboko niebieskich oczu na Lucyfera i przez chwilę malowało się w nich prawdziwe rozdarcie, wahanie. W ciągu tej jednej sekundy niemalże pragnął się poddać. Przyjąć wyciągniętą niejako dłoń Lucyfera i zostawić za sobą niebo i Winchesterów. Zaraz jednak spłynęło na niego opamiętanie. A cóż takiego oferował mu Lucyfer? Służbę. A z tej już raz Castiel zrezygnował. Wyprostował się więc odrobinę, uspokajając podrygujące dotychczas od czasu do czasu skrzydła.
-Może naprawdę, jako pierwszy z nas wszystkich, otrzymałeś wolną wolę. - powiedział na tyle spokojnie, na ile spokojny mógł być w towarzystwie życzącego mu śmierci archanioła. Otuchy dodawała mu jednak na nowo odnaleziona pewność siebie - głęboko zakorzeniona w rdzeniu jego Łaski wiara, że Ojciec uczynił świat właśnie takim, jakim być powinien.
-Może wszyscy musimy do niej dojrzeć, w ten czy inny sposób. - dodał, powoli odwracając wzrok od twarzy Lucyfera. Przeniósł go na zachodzące w oddali słońce, na migoczącą w jego promieniach wodę rzeki. Najdrobniejszy z możliwych uśmiech pojawił się na jego wargach, gdy przypatrywał się temu ziemskiemu pięknu.
† Castiel †
† Castiel †

Liczba postów : 81
Join date : 21/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Lucyfer. Wto Paź 30, 2012 11:32 pm

Widział po minie Castiela, że ten faktycznie bierze sobie do serca jego słowa. Że działają. Gdyby nie zależało mu tak bardzo na tym, żeby młodszy anioł się z nim zgodził; i gdyby sam nie wierzył w te słowa, zapewne uśmiechnąłby się triumfalnie. Ale nie zrobił tego. Mówiąc to wszystko, miał już poważną minę, którą zachował do tej pory. Cieszył się, że przynajmniej udało mu się zasiać wątpliwość w sercu brata. Może na chwilę, być może zaraz się jej pozbył, ale zapewne kosztowało go to sporo wysiłku. Następnym razem będzie kosztowało jeszcze więcej.
Małymi kroczkami do celu...
- Może właśnie tak jest. - zgodził się, kiwnąwszy głową. Wciąż trzymał ręce w kieszeniach i zdawał się być nad wyraz spokojny. Może nie wyluzowany, bo jednak było po nim widać żal do Ojca. Ale jednocześnie wyglądał teraz już nie jak pan i władca, który koniecznie chce narzucić swoją wolę słabszej od siebie istocie, tylko jakby prowadził rzeczywiście rozmowę z kimś, kogo chciał przekonać do swoich racji.
Choć to wrażenie akurat było nie do końca prawdziwe. W pewnym stopniu - na pewno, ale nie do końca.
- Ale widzę, że ty już walczysz o wolną wolę. Tym samym w pewnym sensie stając po mojej stronie. Bo przecież za to zostałem wygnany i zamknięty w klatce. Za okazanie wolnej woli i za uczenie innych, jak z niej korzystać. Za nic innego. Castielu, nie byłoby cię tu, gdyby nie ja. Nic z tego, co widzisz, by nie było.
Lucyfer westchnął.
- Ja wcale nie jestem zły. To Ojciec mnie takim nazwał, chcąc wybielić samego siebie i usprawiedliwić wszystkie swoje niegodziwości. Całe zło tego świata zwalił na mnie...!
Zacisnął zęby i przełknął ślinę zauważywszy, że może się trochę zagalopował. Nie należało aż tak się odsłaniać.
Chociaż... przed Castielem może i można było. Może to był właśnie sposób na niego. W końcu on też był dość uczuciowy, jak na anioła. Zapewne mniej, niż Lucyfer, paradoksalnie. Ale w końcu to Lucyfer zawsze miał i okazywał jakiekolwiek uczucia, początkowo jako jedyny z aniołów.
Cóż, to też by świadczyło za jego teorią, że to wszystko było od początku ustawione W końcu, gdyby nie był zdolny do jakichkolwiek uczuć, nie sprzeciwiłby się Ojcu. Nie byłby w ten sposób stworzony przez Niego.
- Ale to nie szkodzi. - wzruszył ramionami. - Lepiej rządzić w piekle, niż służyć w niebie.
Znów się odwrócił i spojrzał łagodnie na Castiela.
- Stajesz się coraz bardziej podobny do mnie. Dlaczego więc tak bardzo chcesz być moim przeciwnikiem? Dlaczego nie chcesz być po mojej stronie i mieć przynajmniej jednego sojusznika? Czemu tak uparcie chcesz się znaleźć między młotem, a kowadłem? Może twoje wskrzeszenie miało na celu naprowadzenia cię własnie na moją drogę? Czy nie zastanawia cię to, po tym, co ci właśnie powiedziałem?
Lucyfer.
Lucyfer.

Liczba postów : 57
Join date : 23/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by † Castiel † Czw Lis 01, 2012 4:25 pm

Castiel pokręcił głową, zastanawiając się, czy na pewno jest zdrów na umyśle i czy z jego Łaską wszytko w porządku. Zamierzał bowiem właśnie otwarcie nie zgodzić się z Lucyferem. Ściągnął brwi, dając sobie jeszcze chwilę zastanowienia nad tym samobójczym planem. Cóż jednak miał począć? Nie mógł dołączyć do Upadłego. Nie pozwalała mu na to ani wiara, ani przywiązanie do Deana. Dobrze wiedział, że straciłby przyjaźń swojego podopiecznego. Straciłby go całkowicie.
-Jeśli faktycznie otrzymałeś wolną wolę Lucyferze... tylko do ciebie zależało jak postąpisz. - odparł, ponownie przenosząc wzrok na starszego brata. Chciałby odczuwać spokój, chciałby pogodzić się z faktem, że jego życie leżało teraz w rękach archanioła. A jednak nie mógł. W głębi swojej Łaski buntował się przeciw takiej kolei rzeczy. Chciał umknąć silniejszemu aniołowi, by móc dalej otaczać opieką braci Winchesterów. Nie powstrzymało go to jednak od wygłoszenia reszty swoich poglądów. Spojrzał Lucyferowi w oczy, w duchu modląc się do swego Ojca o opiekę.
-Pytanie w co tak naprawdę wierzysz? Czy w to, że Ojciec podarował ci wolną wolę? Czy uważasz jednak, że zaplanował twój bunt i upadek od początku do końca? - powiedział, podważając dotychczasowy tok myślenia Lucyfera. -Bo jeśli masz wolną wolę... tylko ty odpowiadasz za swoje czyny, nie Ojciec. A ja... ja wierzę, że również odkryłem swoją wolną wolę. I że sam muszę podjąć decyzję.
† Castiel †
† Castiel †

Liczba postów : 81
Join date : 21/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Lucyfer. Czw Lis 01, 2012 6:08 pm

- I postąpiłem tak, jak uważałem za słuszne. - odparł Lucyfer stanowczo. Nie, nie miał zamiaru zabijać Castiela za odmienne poglądy. Nie w tym momencie, w każdym razie. Przecież sam go zachęcał do odpowiadania na to, co mówił. Poza tym, chciał właśnie wykazać mu, że też może mieć wolną wolę i kierować się nią. Był z natury konsekwentny, nie mógł więc jednocześnie zachęcać go do korzystania z rozumu i narzucać mu siłą swojego zdania. Raczej dążył do tego, żeby Castiel zrozumiał jego stanowisko i się z nim zgodził. Może nie do końca, bo przypuszczał, że to akurat niemożliwe w przypadku tego konkretnego anioła, ale żeby zrozumiał, że skoro już wykazuje się tym samym, za co on został wygnany, to może zwyczajnie lepiej jest wziąć czyjąś stronę, zamiast stawać między młotem, a kowadłem.
- Tak, dokładnie w to wierzę. Że Ojciec dał mi rozum i wolną wolę właśnie po to, żebym Mu się sprzeciwił. Na pewno przewidział, że tak własnie postąpię. A jeśli by było inaczej, zapewne znalazłby inny sposób na stworzenie sobie Tego Złego. Być może nie byłbym nim ja. Może ktoś inny. Albo ja, ale pod innym pretekstem. Bo czy ja rzeczywiście zrobiłem coś tak bardzo złego? Sam powiedz.
Nie sprawiał ani trochę wrażenia zirytowanego na Castiela. Bo nie był. Naprawdę chciał podyskutować, a dyskusja wymaga rozmówców o różnych stanowiskach, z których jeden czasem daje się przekonać do poglądów drugiego. Fakt, że nie znosił sprzeciwu, ale to raczej ze strony swoich podwładnych. I w momentach, kiedy rozkazywał, nie kiedy usiłował kogoś do czegoś przekonać.
- Oczywiście, że ja odpowiadam za swoje czyny. I niczego się nie wypieram. Chodzi mi tylko o to, że Ojciec na pewno wiedział, że prędzej czy później w czymś Mu się sprzeciwię. I o to, że ty się teraz wykazujesz tym samym. Dlatego wyciągam do ciebie rękę. Lubię cię, Castielu. I nie chcę, żebyś został bezsensownie roztarty na proch, pozostając między niebem, a piekłem i mając wrogów z każdej strony.
Lucyfer.
Lucyfer.

Liczba postów : 57
Join date : 23/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by † Castiel † Pią Lis 02, 2012 6:50 pm

Oczekiwał ciosu. Może i nie zamknął oczu, nie skrzywił się jak na filmach, nie wyprostował dumnie i nie zacisnął pięści, a jednak oczekiwał uderzenia mocy Lucyfera. Złości. Kary, za ten otwarty sprzeciw - wręcz wytknięcie Diabłu braki logiki w jego rozumowaniu. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Castiel wciąż oddychał. Wciąż patrzył na starszego brata, a żaden ból nie rozrywał jego ciała ani ducha. Anioł mimowolnie wypuścił cicho powietrze z płuc swojego naczynia, nieświadomy wcześniej, że wstrzymywał oddech. A więc jednak ludzkie reakcje przekradały się powoli do jego zachowania. Rozluźniwszy się odrobinę, znów skierował umysł na słowa Lucyfera, badając jaka więc będzie jego reakcja.
Wedle Castiela, archanioł w swym rozumowaniu wciąż powtarzał ów błąd logiczny, który mu wcześniej wytknął. Lucyfer nie chciał chyba zaakceptować prawdziwej definicji wolnej woli. Trzymał się usprawiedliwiającej go wersji, że chociaż mógł robić co zechciał, tak naprawdę zachował się tak jak zaplanował to dla niego (i ukrył to przed nim), Ojciec. A z taką wersją wydarzeń Castiel nie mógł, nie chciał, nie był w stanie się zgodzić. Nie uważał jednak, by ponowne bądź dokładniejsze wytykanie tego błędu Lucyferowi było rozsądnym posunięciem. Chwilę temu już zaryzykował swoje życie i wyszedł z tego cało. Nie należało jednak wystawiać własnego szczęścia i cierpliwości Upadłego na próbę. Castiel chciał tylko uciec. Nie mógł zgodzić się Lucyferem. Nie wierzył też, by archanioł "lubił go" jak to ujął. Wątpliwe, by żywił takie uczucie wobec nic nieznaczącego anioła, za jakiego uważał się Castiel. Dlatego Cas sięgnął do swojej Łaski, badając ograniczenia, jakie nakładał teraz na niego starszy brat. Z zaskoczeniem odkrył, że chyba uda mu się odfrunąć. Nie był zamknięty w kręgu, a moc Lucyfera nie krępowała go już tak bardzo. Gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, przygotował skrzydła i Łaskę do błyskawicznego odlotu.
-A ja bracie, nie chcę żebyście z Michałem bezsensownie rozdarli ziemię i ludzi na strzępy. Wasza kłótnia nie powinna odbijać się na ukochanych dzieciach Ojca. Dlatego wybacz mi, lecz zrobię wszystko, żeby was powstrzymać. - powiedział spokojnie ale stanowczo i z głębokim przekonaniem, patrząc Lucyferowi w oczy. Następnie nieznacznie skinął głową i zbierając całą siłę swojej Łaski, rozwinął skrzydła, umykając z tego miejsca. Pofrunął najszybciej jak potrafił, startując nie jak zwykle, z cichym łopotem, lecz z głośnym świstem, który przeszył powietrze wysokim tonem.

/jak mi się udaało, to odlatuję szukać Deana/Sama/ Rileya. A jak Luci chce mnie powstrzymać no to... no to nie wiem, to chyba będzie au xD/
† Castiel †
† Castiel †

Liczba postów : 81
Join date : 21/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Lucyfer. Pią Lis 02, 2012 7:06 pm

Lucyfer już nie odpowiedział na słowa Castiela. Pozwolił mu odlecieć. Właściwie, uwolnił go całkowicie, nie widząc sensu w dłuższym trzymaniu go w tym miejscu. Nie spodziewał się, że młodszy brat od razu przystanie na jego propozycję przyłączenia się. Bardzo by się tym zdziwił i - prawdę mówiąc - zawiódł. Oczekiwał po Castielu silnej woli i rozsądku i tego się właśnie doczekał.
Patrzył za odlatującym aniołem, stającym się powoli tylko punktem na niebie.
- W takim razie zostaniesz roztarty razem z nimi... - mruknął cicho, kiedy Castiel nie mógł go już usłyszeć. Ale nie było w tym ani złości, ani groźby. Po prostu stwierdzenie faktu.
Mimo wszystko jednak, wiedział, że spróbuje jeszcze przynajmniej raz przekonać Castiela do siebie. Wbrew temu, co on sam o sobie sądził, Lucyfer naprawdę go lubił. Był... interesujący. Poza tym, był blisko z Winchesterami, jak to już zostało stwierdzone. No i - nigdy za mało ludzi za swoimi plecami. I zawsze za dużo - po tej drugiej stronie.

//zt.
Lucyfer.
Lucyfer.

Liczba postów : 57
Join date : 23/10/2012

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by River Fawn Nie Mar 10, 2013 10:49 pm

Tamowali ruch.
Oczywiście, że tamowali ruch, gdy w połowie drogi skończyła się benzyna. Zaryzykował, zostawiając ją w samochodzie, podczas gdy sam pojechał taksówką po uzupełniony kanister. Nie mieli zapasowego. Nigdy nie przewidywał takich sytuacji. Choć powtarzała mu, że coś będzie nie tak, że powinni się zatrzymać na tej stacji, że powinni myśleć, on jak najszybciej chciał dojechać do celu. Musiał zatem zapłacić. Czekać i zapłacić, bo cel oddalał się wprost proporcjonalnie do mijających minut. Tych, które obserwowała na samochodowym zegarze. Z najwyższą uwagą patrzyła, jak kreski na dziwnym ekranie zmieniają się, układając w nowe cyferki, w nowe kombinacje, i nie mogła uwierzyć, że tym właśnie był czas. Że człowiek nauczył się go odmierzać. Nie. On robił to tylko schematycznie, chwytał się brzytwy, by móc obliczyć cokolwiek, podczas gdy w myślach mianował się jego panem, bo, choć o nieprzemijalnej istocie, był bliższy zdefiniowania zjawiska niż kiedyś. Błąd. Nigdy nie byli. Jeden krok do przodu, dwa do tyłu. Na własne życzenie. Zawsze byli tacy zdziwieni.
Gdy siódemka zmieniła się w ósemkę, a dudnienie palcem w chłodną szybę przestało być zajmujące, chwyciła klamkę i nacisnęła ją, otwierając drzwi. Z pośpiechu zapomniał jej zamknąć, choć zabrał ze sobą klucze. Spieszył się. Dokąd? Po co? Choć powtarzał odpowiedź wiele razy, umysł River nie rejestrował prostych słów. Nie teraz. Uważnie postawiła nogi na ziemi, zastanawiając się, czy most nie runie pod ich naciskiem. Zbyt duże, brązowe buty chlapnęły, dotykając nieco wilgotnego podłoża, a czarny płaszczyk zaszeleścił gdy podnosiła się z fotela. Wkrótce rozległo się jeszcze uderzenie z powrotem zamykanych drzwi. Była na zewnątrz. Podmuch wiatru skutecznie zniszczył resztki wcześniej zaplecionego warkocza, a powieki przymknęły się na chwilę, rozkoszując się świeżym powietrzem. Tak rzadko mieli chwilę, by po prostu być, bez gnania na łeb i szyję, bez nieistniejącego wyścigu szczurów, bez wyimaginowanego wroga. I choć w jej głowie wciąż rozlegał się miarowy, rytmiczny szum, wiedziała, że to nie ten dzień. Jeszcze nie. Teraz milczeli, obrazy wydawały się dziwnie odległe, jakby ktoś postawił między nimi a nią szklaną ścianę - niby łatwą do zniszczenia przy użyciu siły, jednakże żadna ze stron nie wydawała się zainteresowana. Dobrze. Być może dlatego ją zostawił.
Powtarzając pod nosem jedno i to samo słowo, niczym magiczną inkantację, obeszła ciemnoniebieską maszynę, ponownie wpatrzona w krajobraz przed jej oczyma. Gdzie byli? Dokąd ją zabrał? Dlaczego? Wciśnięte w kieszenie dłonie zacisnęły się w delikatne piąstki gdy podchodziła do barierek, a gdy spojrzała zza nich w dół... Rozlana na podłodze krew smagnęła jej myśli, ale tylko na moment, na króciutki moment ułamka sekundy. Mimo to, usta odzwierciedliły nieprzyjemny grymas, podczas gdy oczy błysnęły w nowej dawce strachu. Cofnęła się natychmiast, odstępując od krawędzi, i wślizgnęła się na maskę samochodu, podciągając kolana pod brodę i czekając na jego powrót. Zawsze wracał.
River Fawn
River Fawn

Liczba postów : 10
Join date : 10/03/2013

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Gość Pon Mar 11, 2013 11:48 pm

Dzień jak co dzień. Jesień w San Francisco nie była jakoś mocno urodziwa, nie zachwycała swoim pięknem. I jeszcze ten wiatr - paskudny, smagający po plecach, porywający wszystko co miał pod ręką. James nie lubił jesieni. A może to ten drugi jej nie lubił? Przypominała mu to, co chciał zapomnieć - ciemne wnętrze szafy, brudne i śmierdzące, błysk srebrnego ostrza i krew na podłodze, która czerwoną rzeką podpłynęła pod kryjówkę chłopca.
Tyle że to było dawno, dość dawno temu, wspomnienia teraz były bardziej wyblakłe, krew już nie tak czerwona jak kiedyś, ale jesień i tak źle na niego działała. Był bardziej pobudzony, agresywny, trochę za bardzo małomówny. Jego otoczenie tego nie rozumiało - jak taki facet jak on nagle stał się ponurym człowiekiem? Kerra też tego nie rozumiała, przynajmniej tak mu się wydawało. Jednak widział w jej oczach troskę i zmartwienie, może czasem też i strach przed nim. Nie był dobrym narzeczonym. Zbyt wiele złych ruchów ostatnio wykonał, nie mogąc nad tym zapanować. Dlatego na siedzeniu obok leżał bukiet czerwonych róż. Z tuzin albo i więcej kwiatów miały pomóc w przeproszeniu rudej osóbki która stanowiła centrum jego życia. Ale czy będą wystarczające? Wrócił spojrzeniem na drogę którą codziennie pokonywał z pracy do domu. Korki o tej godzinie nie były zbyt wielkie, ale nim wjechał na most zdążył się na trąbić na kilka ułomnych kierowców, którzy mieli większe problemy z poruszaniem się w mieście. Ciekawe kto dał prawa jazdy tym małym, tłustym, parszywym ludziom, którzy blokowali mu drogę do pojednania?! Niech no tylko Jimm go spotka, a rozszarpie gołymi rękoma.
Atak chwilowej złości minął, gdy droga przed nim była niemal pusta - większość samochodów jechało w drugą stronę, albo po prostu w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła, dając prawnikowi wolną drogę. Miło. W samochodowym radiu leciał jakiś smętny kawałek o miłości, każąc Jamesowi zapamiętać się słowo po słowie, by mógł zaśpiewać go swojej pani prokurator. Kolejny punkt do tego, by złagodzić jej złość na jego osobę. Kończył właśnie refren, kiedy w oddali zobaczył samochód. Niczym się nie wyróżniający pojazd stojący na boku. Dziesiątki samochodów mijających ten jeden, w ogóle nie zatrzymując się by sprawdzić co się dzieje. Ludzka obojętność na innych była tak powszechna w dwudziestym pierwszym wieku, że ciężko było przebić się przez grubą warstwę egoizmu ze swoją potrzebą niesienia pomocy. Tylko czy Hugnnies chciał pomagać komukolwiek? Chciał. Wiedział to, czuł, miał tego świadomość. Tym bardziej, że drobna blondynka siedząca na masce samochodu chyba trochę go rozczuliła. W dodatku może Ker jeszcze bardziej zmięknie serce, kiedy usłyszy że jej facet pomaga innym w potrzebie, tak jak kiedyś i o wiele łatwiej przyjdzie wybaczenie tego co na odpierdalał ostatnio. Bo kulturalniej tego nie dało sie ująć.
Zjechał na bok, zatrzymując samochód na przeciw tego, na którym siedziała dziewczyna. Wysiadł, ale nie podszedł, zostając przy drzwiach swojego pojazdu, zapinając guziki płaszcza. Wiatr. Nie lubił wiatru.
- Potrzebna pomoc? - spytał, próbując przebić się przez szum jadących pojazdów, rzeki i wiatr, który na moście miał duże pole do popisu.

Gość
Gość


Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by River Fawn Wto Mar 12, 2013 12:32 am

Nie wracał. Tak długo nie wracał. A ona czekała. Tak bardzo, bardzo czekała, aż horyzont przetną światła taksówki, tej, która podjedzie, z na wpół otwartymi już drzwiami, a on wyskoczy z jej wnętrza, pytając, czy wszystko w porządku, a przede wszystkim - dlaczego wyszła. Czy nic sobie nie zrobiła. Czy nikt jej nie zaczepiał. Wiatr sprawiał, że blond kosmyki zamieniły się w chaos, burzę gnającą we wszelkie możliwe strony, i choć raz po raz drażniło to oczy, nie reagowała. Ból fizyczny, nawet na tyle nieznaczący, sprawiał, że umysł mógł na moment odpocząć. Dla niej była to wieczność spędzona w idealnym poczuciu nirwany, bezkresnego, niczym niezmąconego spokoju, a gdy oparła plecy o przednią szybę samochodu, kierując spojrzenie na granatowy firmament, poczuła, że może oddychać. Że ma własne płuca. Że dłonie, które miarowo bębnią w przezroczystą powierzchnię należą do niej. Że nogi, które zginały się w kolanach, czasem przecinając powietrze, należą do niej. Niezwykłe. N i e z w y k ł e. Leżała tak, podczas gdy pojazdy wlokły się leniwie na jezdni nieopodal, zamykając ją w kakofonii hałasu, którego nawet nie rejestrowały już uszy, zbyt przejęte niecodziennymi doznaniami. Często powtarzał, że świat może być piękny, statyczny, spokojny, zamknięty w formie jasnej i określonej, takiej, która nie boli, gdy o niej pomyślisz. Nie dowierzała, twierdząc, że tylko kłamie, by poprawić jej nastrój. A co jeżeli nie kłamał? Podniosła nieznacznie drżącą dłoń, rozkładając palce tuż przed własną, własną, twarzą, i policzyła je uważnie. Pięć. Czasem nie było ich w ogóle. Postanowiła docenić więc, że są.
Świat zdążył spłonąć i odrodzić się na nowo, ewolucja rzuciła się do przodu dzikim pędem, by wrócić na swoje miejsce, samochody przestały istnieć, a potem ktoś znów je skonstruował. Nie wiedziała, kiedy przypomniała sobie o tym, że ktoś zadał pytanie. Ludzie często to robili, wcale nie oczekując odpowiedzi, powołując się w myślach na fałszywą grzeczność. Zapytam, a to uczyni mnie lepszym. Podniosła się na łokciach, mrużąc oczy i wyszukując w ciemności nieznaną dotąd twarz. Szepty powróciły na krótką chwilę, na ułamek sekundy, opowiadając o niestworzonych rzeczach, zaszczepiając w niej fałszywe wspomnienia. Znów. Odegnawszy je najlepiej jak tylko mogła, jeszcze raz powiodła spojrzeniem w kierunku mężczyzny.
- Zgubiłam... - zaczęła nieporadnie, nie mając pojęcia, jak dokończyć zdanie. Rzadko kiedy wymagano od niej interakcji. Rozmowy bolały, kończyły się nieprzyjemnie, gdy, zapędzona w kąt, mogła tylko przepraszać wzrokiem. Gesty były prostsze, mówiły znacznie więcej. To, w jaki sposób patrzysz, poruszasz się, a nawet milczysz, określało wszystko. Prawo, lewo, prawo, lewo, świat wciąż wyglądał tak samo; z uwagą ześlizgnęła się z maski, pokonując dzielący ich dystans, by następnie bezpardonowo zajrzeć na siedzenie pasażera, gdzie błysnęło coś czerwonego. Krew? Nie, to tylko zamordowane kwiaty. Ludzie zapominali, że mordują samych siebie, zachowując się tak, jakby mieli dokąd uciec. Nie mieli, a mimo wszystko zabijali kwiaty. Ona lubiła, gdy rosły, żywe i szczęśliwe. Przynajmniej one. - Czy jest... ładna?
Pytanie padło nagle i być może trochę za cicho, by je usłyszał. Nie czuła się na tyle pewnie, by mówić głośniej. To wszystko mogło wrócić; zbyt hałaśliwy ton mógłby przykuć ich uwagę i przypomnieć, że wciąż tu jest, swobodna, niezakłócona, podatna. Postanowiła jednak nie czekać, zarówno na nich, jak i na jego odpowiedź, okręcając się na obcasie za dużych butów i znów chowając dłonie do głębokich kieszeni.
- Paleobiolodzy mówią, że róże pojawiły się tu około czterdziestu milionów lat temu. W Egipcie poświęcano je Izydzie, a Rzymianie... - Nagle urwała, marszcząc brwi. - ...Nie przepadam za Rzymianami. Byli bardzo dziwni.
Ciche mamrotanie miało swoje miejsce przy miarowym obchodzeniu go dookoła. Chciała zobaczyć, przeanalizować, dostrzec szczegóły, zapamiętać je, zanim znów jej to zrobią, a świadomość runie jak domek z kart. Zawsze tak było.
River Fawn
River Fawn

Liczba postów : 10
Join date : 10/03/2013

Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Gość Sro Mar 20, 2013 7:11 pm

Gdzieś pod skórą zaczął żałować, że nie był jak jeden z wielu, którzy jechali do przodu, nie interesując się samochodami które stały na boku. Byłby już niedaleko domu i może nawet wstąpił by na moment do tej ulubionej, małej knajpki Kerry, gdzie podawali takie dziwnie pachnące dania wegetariańskie... nie pamiętał jak się nazywają, ale jego pani prokurator to smakowało. No i było zdrowe, a teraz powinna się odżywiać zdrowo. Bez względu na wszystko, zdrowy tryb powinien wejść w jej krew.
Ale był tu, na moście, gdzie wiatr był na prawdę bezlitosnym oprawcą, przynosząc wilgoć znad rzeki która osiadała na ubraniach i potarganych włosach. Był tu i z rękoma w kieszeniach czekał aż dziewczyna dla której zatrzymał swój samochód cokolwiek powie, a gdy w końcu otworzyła usta nie wydobyło się z nich nic, co mogłoby pomóc Jimowi zaznajomić się z jej sytuacją. Spojrzał na blondynkę pytająco, oczekując dalszych słów wyjaśnienia. A jedyne, co przychodziło brunetowi do głowy to to, że dziewczyna zgubiła drogę. Jednak to było zbyt proste - gdyby tak było, zatrzymałaby pierwszy lepszy samochód i spytała o drogę. Albo skorzystała z cuda technologii i przy pomocy wszechobecnego GPSa odnalazła się w mieście. Nie zrobiła ani jednego, ani drugiego. I może rzeczywiście robił to z fałszywej grzeczności, mając w tym jakiś ukryty motyw, to teraz nie mógłby posadził tyłka na siedzeniu i ruszyć, nie dowiadując się o co chodziło. To chyba ta zawodowa dociekliwość, albo wrodzona ciekawość. Albo fałszywa grzeczność. Cokolwiek to było, trzymała Hugnniesa przy samochodzie nie pozwalając mu go niego wsiąść.
Zamiast słów, był ruch. Chyba nawet stał się bardziej uważny, kiedy obserwował jak dziewczyna zbliża sie w jego stronę. To umiał robić bardzo dobrze, lata obserwacji ludzi zrobiły z niego prawdziwego eksperta w tej dziedzinie. Każdy gest, każdy krok, każdy grymas rejestrował ciemnymi oczami, oceniając ewentualne możliwości dziewczyny i jej wygląd. Nie była jak jedna z tych wielu panienek które w dobie wszechobecnej kiczowatej mody Jej ubiór raczej przywodził na myśl, że grzebała w szafie starszego brata i to co tam znalazła bardzo jej odpowiadało. Drobna postura nie zdradzała by nieznajoma była zapaloną wojowniczką, ale poprzednie lata nauczyły Jamesa by nie oceniać po okładce - nawet najdrobniejsza istota potrafiła być niezwykle silna. Ale panna Fawn nie wyglądała na taką, która miałaby zamiar rzucać się na pierwszego lepszego przechodnia z zamiarem wydrapania mu oczu. Cóż, pozory mogą mylić, prawda panie Hugnnies?
Zgiełk samochodów i gwizd wiatrów utrudniały komunikację - słowa ulatywały, przytłumione przez zgiełk wokół nich. Dlatego nie słyszał pytania, a sądząc po tym że mówiła dalej, nie oczekiwała odpowiedzi. Dalsza wypowiedź blondynki zmusiła go do spojrzenia na kwiaty. Leżały tam od jakiegoś czasu, bez wody, lekko podwiędłe, jednak ich aromat wypełniał całe wnętrze auta, intensywnie kując w nozdrza bruneta, który zniknął na moment w samochodzie by sięgnąć jedną z nich.
- A czy ci paleobi... ktoś tam, nie mówili przypadkiem, że róże są pomocne przy przeprosinach? Czy może mam się zwrócić do Izydy i błagać ją o pomoc?
Gdyby Jim nie był takim ignorantem kulturowym, to może już dawno zgłosiłby się do egipskiej bogini o pomoc w swoim idealnym planie. Może taką pomoc by otrzymał. Musiałby tylko dobrze poszukać, prawda? Może, może jak poszuka, dowie się, a może nie będzie potrzebować pomocy, bo sam dobrze to rozegra.
- Mówiłaś, że coś zgubiłaś - zagaił, kiedy dziewczyna obchodziła go dookoła. Nie podobało mu się to. Czuł się jak bezbronne zwierze okrążane przez drapieżnika... ale w końcu to była tylko nastolatka, młoda dziewczyna. Co ona mogłaby mu zrobić? Nie wiele. Ale instynkt sam włączał ostrożność, doszukując się jakiś fałszywych ruchów.

Gość
Gość


Powrót do góry Go down

Bay Bridge Empty Re: Bay Bridge

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach